Szukaj na tym blogu

sobota, 24 marca 2018

KOBIETA W OKNIE - A.J. FINN




 "Martwa, ale nie całkiem umarła. Obserwuję, jak wokół mnie toczy się życie, i nie mam siły, by się w nie włączyć"


Intrygujący tytuł, zachęcające blurby, okładka, którą widziałam na wielu zdjęciach zamieszczanych na Instagramie i sporo opinii zarówno zwolenników książki, jak i jej przeciwników. Takie wyzwania lubię najbardziej - skrajne czytelnicze emocje i równie skrajne oceny. Już nie raz i nie dwa przekonałam się, że to co innych nie porywa u mnie wzbudza zachwyt i odwrotnie. 
Anna Fox od miesięcy nie wyszła z domu. Całe jej życie to Internet, telewizor i aparat fotograficzny, za pomocą którego szpieguje sąsiadów. Dziesięć miesięcy temu, ta była psycholog dziecięca, zachorowała na agorafobię. Zaburzenie to jest odwrotnością klaustrofobii i charakteryzuje się panicznym, irracjonalnym lękiem przed przebywaniem na otwartej przestrzeni, przed wyjściem z domu czy ogólnie przed tłumem. Każdy dzień Anny wygląda podobnie. Rady udzielane na forum internetowym skupionym wokół ludzi chorujących na to samo zaburzenie neurologiczne co ona, gra w wirtualne szachy, namiętnie oglądane klasyczne czarno-białe thrillery, nauka francuskiego, ćwiczenia fizyczne, terapia psychiatryczna i leki psychotropowe popijane alkoholem - to jej codzienność. Odcięta od świata, znieczulona lekami i wypijanym litrami merlotem, żyjąca w kapsule wiecznego zamroczenia jest pewnej nocy, tak przynajmniej jej się wydaje, świadkiem morderstwa. Anna widziała jak jej sąsiadkę pchnięto nożem, tylko że nikt, łącznie z policją, nie chce w te jej zapewnienia uwierzyć. Makabryczna rzeczywistość czy wytwór jej wyobraźni? Prawda czy fałsz? 
Zdana na własne siły i umysł, który jak sama to określiła - dawniej może i przypominał segregator, ale dziś jest jak luźny plik kartek, które rozwiewają się przy byle przeciągu - sama postanawia rozwikłać tę zagadkę. Powoli, w miarę zagłębiania się w historię ostatnich miesięcy życia Anny, wiele luk i nieścisłości udaje nam się uzupełnić. Poznajemy jej życie i przyczynę choroby. Kibicujemy jej, współczujemy a czasem patrzymy na jej ruchy z politowaniem. 


Lubię w książkach tę atmosferę niepewności, niedopowiedzenia i świadomości istnienia cieni przeszłości, które kryją się w każdym kącie. Autor już od pierwszych stron powieści serwuje nam prawdziwą ucztę niedomówień. Zagłębiając się w czytaną historię, stopniowo zatracamy tę niewidzialną barierę między rzeczywistością a ułudą. Z łatwością dajemy się ponieść prądowi zdarzeń, nie do końca będąc pewnym czy w tej chybotliwej łódeczce jesteśmy bezpieczni i czy ktoś nią w ogóle steruje. Do samego bowiem końca nie byłam pewna czy podróż ta zakończy się sukcesem, czy spektakularna porażką. 

Stephen King na okładce "Kobiety w oknie" napisał tylko jeden wyraz - Nieodkładalna. Nie zawsze zgadzam się z blurbami, które znanymi nazwiskami autorów, zachęcają do zakupu tej czy innej pozycji, lecz w tym przypadku, gdyby nie mnóstwo poza czytelniczych obowiązków, nie odłożyłabym tej książki aż do ostatniej jej strony. Śmiało mogę powiedzieć, że jest to jeden z lepszych debiutów jakie ostatnio czytałam. Mnie ta książka oczarowała.


"Czuję się zupełnie do niczego. Czuję się, jakbym poszła do kina, film się skończył, zapaliły się światła, wszyscy wyszli już z sali, a ja dalej tam siedzę i próbuję zrozumieć, co się właściwie wydarzyło"

OCENA: 9/10



wtorek, 20 marca 2018

MARTWA JESTEŚ PIĘKNA - BELINDA BAUER





"Ja daję ci dzieła sztuki a ty przygotowujesz wystawę"



Powieść "Martwa jesteś piękna" swoją premierę miała zaledwie 3 tygodnie temu (28 lutego). Jej autorką jest ceniona i kilkakrotnie nagradzana za swoje książki Belinda Bauer, która nim zaczęła parać się pisarstwem na pełen etat była scenarzystką filmową i dziennikarką. Jest to moja pierwsza książka tej autorki, nie znałam wcześniej jej stylu pisania, wobec tego nie miałam absolutnie żadnego odniesienia do innych jej powieści i tym samym nie bardzo wiedziałam czego mogę się po niej spodziewać.

Eve Singer jest reporterką kryminalną. To ona zawsze zjawia się pierwsza na miejscu zbrodni i ze starannie wyreżyserowaną dramaturgią opisuje zdarzenia przed kamerą. Przywodzi mi na myśl reportera w szmatławej gazecie, w której żadną miarą nie liczą się ludzkie uczucia, ale słupki oglądalności i zadowolenie żądnych krwi czytelników. Kiedy morderca kontaktuje się z Eve, ta początkowo czuje się wyróżniona tą propozycją i wpada w zachwyt licząc na relacje z pierwszego rzędu widowni. Układ wydawałoby się doskonały. Czy aby na pewno?

"Tylko śmierć sprawiała, ze czuł się żywy"

Autorka z ogromnym psychologicznym wyczuciem stworzyła portret mordercy. Z czasem dowiadujemy się coraz więcej szczegółów z jego życia i chcąc nie chcąc trochę go usprawiedliwiamy. Jak każdy mistrz, bo tak nasz bohater zwykł mówić o sobie, potrzebuje odbiorców swojej sztuki, potrzebuje też muzy i ucznia, który będzie głosił jego czyn światu. To wszystko znajduje w Eve, której osoba jest niestety najsłabszym ogniwem książki. Autorka stworzyła postać, która w jednakowej mierze co morderca traktuje zbrodnię jak sztukę, a ofiary jak aktorów odtwarzających w niej przypisane im role. O ile w przypadku mordercy postępowanie to jest jak najbardziej uzasadnione, tak w przypadku Eve nie do końca mnie przekonało. Czasami miałam wrażenie, że pomimo wyrażanego przez nią sprzeciwu doskonale bawi się tą sytuacją i narastającą w niej fascynacją mordercą. Zabrakło mi w bohaterce tego wewnętrznego buntu, rodzącego się w (prawie) każdym człowieku, który jest świadkiem zbrodni lub osobą świadomą jej nieuchronności. W momencie kiedy już próbowała stawiać kontrę mordercy, to robiła to w sposób całkowicie infantylny, histeryczny i po prostu głupi. Nie tego spodziewałam się po profesjonalnej reporterce kryminalnej. Analizując zachowanie Eve zadawałam sobie pytanie, kto z tej dwójki jest bardziej szalony - ona czy morderca? Czytając książkę byłam jej postępowaniem po prostu zmęczona i zażenowana.
Gdyby jednak pominąć denerwujące zachowanie głównej bohaterki i na jej miejsce wstawić inteligentną i rozsądną osobę, otrzymamy kryminał z wielkim potencjałem, napisany lekkim i prostym językiem. Od samego początku czytania byłam zaintrygowana fabułą. Z niezdrową wręcz fascynacja oczekiwałam kolejnych ruchów mordercy, próbowałam zagłębić się w jego umysł i  wyprzedzać fakty. Z początku  nie do końca mi się to udawało, jednak z czasem coraz częściej odgadywałam jego ruchy, co absolutnie nie przeszkadzało mi w odbiorze książki.  Autorka w doskonały sposób  ukazała w powieści współczesne, multimedialne  społeczeństwo, żyjące w otaczającym go absurdzie sensacji, żądzy krwi, z nieodłącznymi smartfonami w swoich rękach. Dla tych ludzi ofiary za życia nie znaczą nic, ale po śmierci zaczynają skupiać uwagę - są fotografowane, filmowane i opisywane w mediach. Nie liczy się nikt i nic, najważniejszy jest przekaz. Belinda Bauer nie ocenia jednak, ani tych ludzi ani sytuacji, pozostawia to czytelnikowi.

Według mnie warto sięgnąć po tę pozycję, chociażby dlatego, by wyrobić sobie o niej własne zdanie. Ciekawa historia kryminalna napisana lekkim i prostym językiem, to dobra lektura na leniwe popołudnie i wieczór.


"Każdego ranka wstajemy z łóżka, zakładając, że wieczorem położymy się spokojnie spać. Niektórzy z nas się mylą, ale większość ma rację"


OCENA: 7/10


Za książkę dziękuję Wydawnictwu  



niedziela, 18 marca 2018

MINIATURZYSTKA - JESSIE BURTON





"A zatem te figurki to echa czy zapowiedzi - a może po prostu trafne domysły?" 

W Rijksmuseum w Amsterdamie znajduje się przepiękny  kredensowy domek dla lalek, który należał do żyjącej w XVII wieku żony bogatego kupca Petronelli Oortman. Ówczesne domki dla lalek odzwierciedlały precyzyjnie w miniaturze wnętrza prawdziwych domów, które ich właścicielki uzupełniały o miniaturowe postaci domowników i przedmioty, które otaczały ich w rzeczywistości. Zamawiały je u specjalizujących się w ich wytwarzaniu rzemieślników - miniaturzystów. 
Petronella Oortman żyła więc naprawdę i była właścicielką domku dla lalek, który do dziś można podziwiać w amsterdamskim muzeum. Wzorując się na tej historycznej postaci Jessie Burton stworzyła powieść o kobietach i ich decyzjach w czasach, w których kobiety nie miały możliwości decydowania ani o sobie ani o własnym losie. 


"Każda kobieta architektem własnego losu"

Jest jesienny dzień 1686 roku. Do drzwi domu w bogatej amsterdamskiej dzielnicy puka osiemnastoletnia Nella Oortman, świeżo poślubiona żona bogatego kupca Johannesa Brandta. Wchodzi ona do świata zupełnie jej nieprzyjaznego i obcego, dowiadując się z czasem, że nie tylko jej małżeństwo zostało zaaranżowane ale i całe jej przyszłe życie. Ten świat, który jawił jej się przepustką do cudownego życia, okazał się ułudą i kłamstwem. Pewnego dnia Petronella otrzymuje od męża wyjątkowy prezent - kredensowy domek dla lalek przedstawiający replikę ich trzypiętrowej kamienicy. Postanawia uzupełnić puste wnętrza o miniaturowe przedmioty.  W momencie otrzymania pierwszego zamówienia jej świat zaczyna się zmieniać. Tajemnicze zdania pisane przez miniaturzystkę i realizm stworzonych przez nią miniaturowych postaci i rzeczy, pomaga Nelli otworzyć się na otaczającą ją rzeczywistość i zobaczyć rzeczy, których wcześniej nie dostrzegała. Kim jest tajemnicza miniaturzystka i skąd tyle wie o jej domu, rodzinie i o niej samej?
Bohaterkami tej powieści są przede wszystkim kobiety, ich siła przetrwania i walki w nieprzyjaznym męskim świecie XVII wieku. To one żyjąc w cieniu mężczyzn często decydowały o losie i fortunie rodzin. Ukryte wśród innych amsterdamskich kobiet, wśród leków i nadziei, pragnęły tylko jednego, możliwości decydowania o własnym życiu. Nawet tytułowa miniaturzystka tworzyła swoje dzieła pod męskim nazwiskiem. Talent nie mógł być kobietą.


"Żaden mężczyzna nie chciałby uczyć kobiety. Nie przyjęliby jej do żadnego cechu szwaczek albo tych śmierdzących zbieraczy torfu. Zresztą jaki by to miało sens? To mężczyźni tworzą świat"

"Miniaturzystka" to udany debiut literacki Jessie Burton. Autorka umiejętnie odzwierciedliła w nim obraz XVII wiecznego Amsterdamu. Akcja powieści jest niespieszna i tak też ją czytałam, powoli i z wielką przyjemnością.  Od pierwszych stron czuje się w powietrzu atmosferę wszechogarniającej wszystko tajemnicy, ale w błędzie będzie ten kto oczekuje od tej powieści wciągającego thrillera psychologicznego. W pewnym momencie postać tajemniczej miniaturzystki schodzi na drugi plan, by ostatecznie zaginać całkowicie. I właśnie ten zaginiony wątek, który od początku zapowiadał się bardzo obiecująco ostatecznie sprawił, że na koniec poczułam się, szczerze mówiąc, oszukana. Śmiem nawet twierdzić, że autorce zabrakło pomysłu na jego zakończenie. Czyżby chodziło tylko o uzmysłowienie kobietom, że wszystko może się zmienić, a tytułowa miniaturzystka była tylko do tego przyczynkiem?
Mimo tych drobnych niedociągnięć uważam "Miniaturzystkę" za książkę naprawdę wartą polecenia. Z przyjemnością sięgnę po kolejną powieść tej autorki, którą już kilko osób mi polecało :)


OCENA: 7/10



środa, 14 marca 2018

Z JEDNYM WYJĄTKIEM - KATARZYNA PUZYŃSKA



"Muszę wyznać ci prawdę...muszę....zanim odejdę. Rozumiesz? Potem zrobisz z tym to, co uznasz za stosowne"

Po dość długiej przerwie postanowiłam powrócić do Lipowa. Swoją przygodę z tą sagą kryminalną zaczęłam od pierwszego jej tomu, a mianowicie od Motylka. Z prędkością wygłodniałego zwierza pochłonęłam jej kolejne dwa tomy i poczułam coś w rodzaju "wypalenia książkowego". Porzuciłam Lipowo na długie miesiące, odpoczęłam od bohaterów i ponownie za nimi zatęskniłam. 
W czwartym tomie Katarzyna Puzyńska zaprasza nas do kolonii Żabie Doły, wsi położonej niedaleko Lipowa. W jednym z domów, przy rozpoczętej grze w szachy umiera wiekowa już właścicielka kwiaciarni "Oleander". Początkowo jej śmierć nie wydaje się podejrzana, zmarła była starszą panią dodatkowo mającą kłopoty z sercem, jednakże lekarka wezwana na miejsce zdarzenia podejrzewa, że Małgorzata Głuszyńska nie zmarła w przyczyn naturalnych ale została zamordowana. 
Ponownie śledztwo prowadzi młodszy aspirant Daniel Podgórski i ekscentryczna pani komisarz Klementyna Kopp.
Katarzyna Puzyńska w intrygę kryminalną wplata również wydarzenia sprzed 160 laty. To właśnie wtedy, w 1851 roku, Adolf Anderssen, najlepszy szachista swoich czasów rozegrał "nieśmiertelną partię", jedną z najsławniejszych partii wszech czasów, z otwarciem szachowym zwanym Gambitem królewskim.
Co wspólnego z tymi historycznymi wydarzeniami ma śmierć kwiaciarki? Kim była i dlaczego musiała zginąć? I co oznaczają pozostawione na miejscy zbrodni przedmioty?
Autorka ponownie udowodniła, że jest mistrzynią w swoim fachu. Doskonale skonstruowana fabuła, do końca trzyma nas w niepewności co do motywu zbrodni. Krok po kroku odkrywa ona jednak przed nami wszystkie swoje tajemnice, zarówno te historyczne, jak i współczesne. Nim jednak to się wydarzy, nie raz zabrniemy w ślepy zaułek i zgubimy tropy. Rodzinne powiązania i lokalne układy sprawiają, iż mamy wrażenie, że każdy mieszkaniec Żabich Dołów jest zamieszany w te zbrodnie. 

"Z jednym wyjątkiem" to dobrze skonstruowany kryminał z wątkiem obyczajowym w tle. Historia wciągnęła mnie od samego początku. Ogromnym walorem było połączeniem wydarzeń współczesnych z arcyciekawym historycznym wątkiem  szachowym. Mimo sporej objętości, książkę czyta się bardzo szybko. Ten czytelnik, który zna naszych bohaterów z poprzednich tomów, wie czego może się po nich spodziewać. Puzyńska dość wyraziście nakreśla bowiem ich sylwetki. To osoby z krwi i kości, charakterystyczne o ciekawych osobowościach, które tak jak w rzeczywistości mogą wywoływać w nas skrajne emocje. Poznajemy ich życie, ich problemy i plany na przyszłość. Książka jest zatem doskonałym połączeniem intrygi kryminalnej z przeplatającymi się przez wszystkie tomy sagi losami naszych bohaterów. 
Ja z ogromna przyjemnością sięgnę po kolejna część przygód dzielnych policjantów z Lipowa i Brodnicy :) 



"Wszystko ma jakiś sens. Każdy trop ma jakiś sens"


OCENA: 8/10