Bardzo lubię powieści, których akcja dzieje się w zamkniętej przestrzeni z ograniczoną liczbą bohaterów. Uwielbiam samotne domy na pustkowiu i ich tajemniczych mieszkańców, niesamowite escaperoomy i obcych, wrogo nastawionych do siebie bohaterów, którzy odsłaniają swoje drugie a czasami i trzecie oblicza, oraz wszystkie te odcięte od świata miejsca, które z pozoru wydają się przyjazne, a jednak kryją w sobie grozę. Dlatego z ogromna ciekawością sięgnęłam po najnowszą powieść Liane Moriarty, bowiem umieściła ona bohaterów swojej książki w tajemniczym, odludnym ośrodku, gwarantując "całkowita przemianę ciała i umysłu" swoich bohaterów.
To miał być najzwyklejszy pobyt w SPA. Każdy z kuracjuszy wykupił dziesięciodniowy turnus ponieważ postanowił coś zmienić w swoim życiu. Każdy z nich dotarł do ściany, której własnymi siłami nie potrafił przesunąć ani ominąć, wierząc, że sesja jogi, dieta i nauka oddychania napełni go siłą do walki z własnymi słabościami. Jednak to co pokazywali światu a to co faktycznie skrywali w głębi swojej duszy, to były dwa różne obrazy. Z czasem maski zaczynają opadać i wszystkie wstydliwe i skrzętnie ukrywane sekrety wychodzą na światło dzienne. Okazuje się jednak, że nie tylko kuracjusze mieli coś do ukrycia. Nic nie jest takie jakie się wydaje i nikt nie jest tym za kogo pragnie uchodzić.
Liane Moriarty akcję swojej powieści umieściła w odludnym ośrodku SPA gdzieś w Australii. Dziewięcioro kuracjuszy w różnym wieku, pochodzących z różnych środowisk i reprezentujących różne warstwy społeczne łączy jedno - chcą uciec przed własnym życiem, zaszyć się na odludziu i być może otrzymać wskazówkę, co robić dalej z własnym życiem i dokąd podążać, aby uciec przed koszmarem jałowej egzystencji. W miarę zagłębiania się w lekturę odkrywamy prawdziwe motywy ich przyjazdu, a zastosowanie niekonwencjonalnych terapii przez tajemniczą i również nie do końca szczera właścicielkę ośrodka, całkowicie pozbawia ich wszystkich zakładanych codziennie masek.
Autorka bardzo powoli wprowadza nas w akcję. Zastosowanie naprzemiennej narracji, gdzie każdy rozdział opisuje nam wydarzenia z perspektywy innego bohatera, sprawia, że pierwsza połowa książki jest tak naprawdę wprowadzeniem do kulminacyjnych wydarzeń. Ta przydługa początkowa analiza osobowości gości ośrodka, może odrobinę rozczarować tych czytelników, którzy nastawiają się na wartką akcję już od samego początku powieści. Niestety, wydarzenia nabierają rozpędu dopiero w drugiej połowie książki. Jednak gdy już akcja się rozkręci wtedy nie zwalnia ani na moment i robi się naprawdę ciekawie.
Liane Moriarty w mojej ocenie jest mistrzynią portretów psychologicznych swoich bohaterów. Robi to bezbłędnie. Czytając "Dziewięcioro nieznajomych" nie raz złapałam się na myśleniu, jak cudownym filmem bądź serialem byłaby ta historia, która jest nie tylko opowieścią o kłamstwach, tajemnicach, ukrytych pretensjach i niewykrzyczanych urazach, ale też potwierdzeniem, że aby naprawdę uzdrowić chorującą duszę należy czasami zastosować niekonwencjonalną terapię, bo czyż cel nie uświęca środków?
Mimo, iż nastawiając się na wartki thriller psychologiczny odrobinę się lekturą rozczarowałam, to nie mogę powiedzieć, że powieść ta była stratą czasu. Skupiłam się całkowicie na warstwie psychologicznej tej historii i cierpliwie czekałam na wydarzenia, które zakończą ten przydługi wstęp. Zakończenie jak najbardziej spełniło moje czytelnicze oczekiwania, więc mimo tych wcześniejszych niedociągnięć, tym wszystkim których nie zniechęciło to długie wprowadzenie serdecznie tę książkę polecam.
OCENA: 7/10
Za możliwość przeczytania powieści dziękuję
Wydawnictwu Znak