"Może tak samo było z nazistami w Niemczech, z Serbami w Bośni, z Hutu w Rwandzie; może właśnie tak to się odbyło"
"Dla triumfu zła wystarczy tylko aby dobrzy ludzie nic nie robili" - te słowa Edwarda Burka, wypowiedziane przez jednego z bohaterów powieści, są doskonałym wprowadzeniem do książki, która wywołała w moim umyśle istne trzęsienie ziemi.
Pewnego dnia amerykański rząd wydaje dekret, którym zabiera wszystkim kobietom i dziewczynkom głos. Mogą wypowiedzieć one tylko 100 słów dziennie, a słowa odmierza założony na nadgarstek każdej z nich licznik (licznik zakładany jest dziewczynkom 5 dni po urodzeniu). Z dnia na dzień kobiety tracą pracę, a dziewczynki nie mogą już uczyć się czytać i pisać. Są całkowicie zależne od mężczyzn, a każdy przejaw nieposłuszeństwa jest surowo karany. W obozach pracy, z licznikiem nastawionym na zero słów dziennie, zamykani są wszyscy ci, którzy nie pasują do wizji idealnego świata stworzonego w umyśle fanatycznego władcy Wielebnego Carla Corbina. Kobiety w tym świecie nie mają żadnych praw.
Doktor Jean McClellan, większość swojego życia poświęciła nauce i badaniom naukowym z dziedziny neurolingwistyki. Niestety dekret i ją pozbawił, zarówno głosu jak i pracy. Na siłę wtłoczona w schemat idealnej kobiety domowej, powoli stara się z tych ram uwolnić, chce na nowo odzyskać Głos. Pewnego dnia dostaje szanse ponownej pracy nad stworzeniem serum, które naprawi uszkodzone części mózgu. Zgadza się, wymuszając na rządzących pewne warunki. Zarówno ona jak i jej córeczka na czas eksperymentu nie będą nosiły ograniczającego licznika słów. Wie jednak, że jest to tylko tymczasowe. Uświadamia sobie także, że aby całkowicie odzyskać głos, musi stanąć do walki i w obronie wszystkich skazanych na milczenie kobiet.
Powieść Christiny Dalcher mną wstrząsnęła. Uświadomiła mi boleśnie, jak niewiele trzeba by doprowadzić do takich wydarzeń, jakie opisuje autorka w swojej powieści. Jak stopniowo wprowadzane zmiany, ograniczające swobody obywatelskie, zamykają usta tym, którzy mimo wewnętrznego buntu, nie mogą wyrazić swojego sprzeciwu. Jak brak podstawowych praw obywatelskich prowadzi do destabilizacji społeczeństwa, a fanatyzm może wręcz prowadzić do jego całkowitej zagłady.
Autorka stworzyła swoją przerażającą wizję świata tak realną, że od samego początku czytałam "Vox" z uczuciem wewnętrznego buntu. Buntu przeciwko totalitaryzmowi, fanatyzmowi i okrucieństwu, a także przeciwko łatwości z jaką męskie społeczeństwo zaakceptowało wprowadzone zmiany. Wizja ta jest tym bardziej przerażająca, iż zdajemy sobie doskonale sprawę, że takie społeczeństwa w dzisiejszych czasach naprawdę istnieją.
"Vox" to ważna książka i ważny głos w sprawie równego traktowania obywateli bez względu na płeć, rasę, wyznanie czy orientację seksualną. Książka, która uświadamia nam, że to nie podziały i restrykcje prowadzą do spokoju i pokoju, ale wspólny marsz, wzajemne zrozumienie i poszanowanie drugiego człowieka. I chociaż odrobinę rozczarowałam się zbyt szybkim i zbyt oczywistym zakończeniem, to polecam tę książkę wszystkim, bo jest to powieść, którą po prostu należy przeczytać.
"Tyle razy chciałam go potępić, ale nie potrafię. Nikt nie rodzi się potworem. Każdy potwór powstaje stopniowo, kawałek po kawałku, jako sztuczne dzieło jakiegoś szaleńca, który niczym Frankenstein zawsze jest przekonany, że ma rację"
OCENA: 7,5/10
Za możliwość przeczytania książki dziękuję
Wydawnictwu Muza
Na pewno sięgnę po tę książkę ze względu na jej tematykę.
OdpowiedzUsuńSięgnij koniecznie. To ważna książka, może nie wybitna, ale na pewno warta przeczytania. Pozdrawiam :)
UsuńJak wiesz ja rozczarowałam się bohaterką. Sam pomysł i poruszony problem według mnie został bardzo dopracowany, natomiast cała reszta pozostawia wiele do życzenia.
OdpowiedzUsuńJa najbardziej skupiałam się na tematyce i przesłaniu książki. Lekkie rozczarowanie zakończeniem, troszeczkę obniżyło moją ocenę, jednak nadal uważam, że Vox to powieść, którą po prostu należy przeczytać. A bohaterka też nie została moją ulubienicą ;)
Usuń