"Martwa, ale nie całkiem umarła. Obserwuję, jak wokół mnie toczy się życie, i nie mam siły, by się w nie włączyć"
Intrygujący tytuł, zachęcające blurby, okładka, którą widziałam na wielu zdjęciach zamieszczanych na Instagramie i sporo opinii zarówno zwolenników książki, jak i jej przeciwników. Takie wyzwania lubię najbardziej - skrajne czytelnicze emocje i równie skrajne oceny. Już nie raz i nie dwa przekonałam się, że to co innych nie porywa u mnie wzbudza zachwyt i odwrotnie.
Anna Fox od miesięcy nie wyszła z domu. Całe jej życie to Internet, telewizor i aparat fotograficzny, za pomocą którego szpieguje sąsiadów. Dziesięć miesięcy temu, ta była psycholog dziecięca, zachorowała na agorafobię. Zaburzenie to jest odwrotnością klaustrofobii i charakteryzuje się panicznym, irracjonalnym lękiem przed przebywaniem na otwartej przestrzeni, przed wyjściem z domu czy ogólnie przed tłumem. Każdy dzień Anny wygląda podobnie. Rady udzielane na forum internetowym skupionym wokół ludzi chorujących na to samo zaburzenie neurologiczne co ona, gra w wirtualne szachy, namiętnie oglądane klasyczne czarno-białe thrillery, nauka francuskiego, ćwiczenia fizyczne, terapia psychiatryczna i leki psychotropowe popijane alkoholem - to jej codzienność. Odcięta od świata, znieczulona lekami i wypijanym litrami merlotem, żyjąca w kapsule wiecznego zamroczenia jest pewnej nocy, tak przynajmniej jej się wydaje, świadkiem morderstwa. Anna widziała jak jej sąsiadkę pchnięto nożem, tylko że nikt, łącznie z policją, nie chce w te jej zapewnienia uwierzyć. Makabryczna rzeczywistość czy wytwór jej wyobraźni? Prawda czy fałsz?
Zdana na własne siły i umysł, który jak sama to określiła - dawniej może i przypominał segregator, ale dziś jest jak luźny plik kartek, które rozwiewają się przy byle przeciągu - sama postanawia rozwikłać tę zagadkę. Powoli, w miarę zagłębiania się w historię ostatnich miesięcy życia Anny, wiele luk i nieścisłości udaje nam się uzupełnić. Poznajemy jej życie i przyczynę choroby. Kibicujemy jej, współczujemy a czasem patrzymy na jej ruchy z politowaniem.
Lubię w książkach tę atmosferę niepewności, niedopowiedzenia i świadomości istnienia cieni przeszłości, które kryją się w każdym kącie. Autor już od pierwszych stron powieści serwuje nam prawdziwą ucztę niedomówień. Zagłębiając się w czytaną historię, stopniowo zatracamy tę niewidzialną barierę między rzeczywistością a ułudą. Z łatwością dajemy się ponieść prądowi zdarzeń, nie do końca będąc pewnym czy w tej chybotliwej łódeczce jesteśmy bezpieczni i czy ktoś nią w ogóle steruje. Do samego bowiem końca nie byłam pewna czy podróż ta zakończy się sukcesem, czy spektakularna porażką.
Stephen King na okładce "Kobiety w oknie" napisał tylko jeden wyraz - Nieodkładalna. Nie zawsze zgadzam się z blurbami, które znanymi nazwiskami autorów, zachęcają do zakupu tej czy innej pozycji, lecz w tym przypadku, gdyby nie mnóstwo poza czytelniczych obowiązków, nie odłożyłabym tej książki aż do ostatniej jej strony. Śmiało mogę powiedzieć, że jest to jeden z lepszych debiutów jakie ostatnio czytałam. Mnie ta książka oczarowała.
Anna Fox od miesięcy nie wyszła z domu. Całe jej życie to Internet, telewizor i aparat fotograficzny, za pomocą którego szpieguje sąsiadów. Dziesięć miesięcy temu, ta była psycholog dziecięca, zachorowała na agorafobię. Zaburzenie to jest odwrotnością klaustrofobii i charakteryzuje się panicznym, irracjonalnym lękiem przed przebywaniem na otwartej przestrzeni, przed wyjściem z domu czy ogólnie przed tłumem. Każdy dzień Anny wygląda podobnie. Rady udzielane na forum internetowym skupionym wokół ludzi chorujących na to samo zaburzenie neurologiczne co ona, gra w wirtualne szachy, namiętnie oglądane klasyczne czarno-białe thrillery, nauka francuskiego, ćwiczenia fizyczne, terapia psychiatryczna i leki psychotropowe popijane alkoholem - to jej codzienność. Odcięta od świata, znieczulona lekami i wypijanym litrami merlotem, żyjąca w kapsule wiecznego zamroczenia jest pewnej nocy, tak przynajmniej jej się wydaje, świadkiem morderstwa. Anna widziała jak jej sąsiadkę pchnięto nożem, tylko że nikt, łącznie z policją, nie chce w te jej zapewnienia uwierzyć. Makabryczna rzeczywistość czy wytwór jej wyobraźni? Prawda czy fałsz?
Zdana na własne siły i umysł, który jak sama to określiła - dawniej może i przypominał segregator, ale dziś jest jak luźny plik kartek, które rozwiewają się przy byle przeciągu - sama postanawia rozwikłać tę zagadkę. Powoli, w miarę zagłębiania się w historię ostatnich miesięcy życia Anny, wiele luk i nieścisłości udaje nam się uzupełnić. Poznajemy jej życie i przyczynę choroby. Kibicujemy jej, współczujemy a czasem patrzymy na jej ruchy z politowaniem.
Lubię w książkach tę atmosferę niepewności, niedopowiedzenia i świadomości istnienia cieni przeszłości, które kryją się w każdym kącie. Autor już od pierwszych stron powieści serwuje nam prawdziwą ucztę niedomówień. Zagłębiając się w czytaną historię, stopniowo zatracamy tę niewidzialną barierę między rzeczywistością a ułudą. Z łatwością dajemy się ponieść prądowi zdarzeń, nie do końca będąc pewnym czy w tej chybotliwej łódeczce jesteśmy bezpieczni i czy ktoś nią w ogóle steruje. Do samego bowiem końca nie byłam pewna czy podróż ta zakończy się sukcesem, czy spektakularna porażką.
Stephen King na okładce "Kobiety w oknie" napisał tylko jeden wyraz - Nieodkładalna. Nie zawsze zgadzam się z blurbami, które znanymi nazwiskami autorów, zachęcają do zakupu tej czy innej pozycji, lecz w tym przypadku, gdyby nie mnóstwo poza czytelniczych obowiązków, nie odłożyłabym tej książki aż do ostatniej jej strony. Śmiało mogę powiedzieć, że jest to jeden z lepszych debiutów jakie ostatnio czytałam. Mnie ta książka oczarowała.
"Czuję się zupełnie do niczego. Czuję się, jakbym poszła do kina, film się skończył, zapaliły się światła, wszyscy wyszli już z sali, a ja dalej tam siedzę i próbuję zrozumieć, co się właściwie wydarzyło"
OCENA: 9/10